Dobczyce po raz 2gi w tym miesiącu. Kto nie był niech żałuje bo widoki po drodze bajka, a do tego trochę % można zaznać. Kto by się spodziewał, że z pozoru płaski teren okaże się tak zajefajny pod trening. Jedynie do Skawiny jest faktycznie płaskawo z kilkoma malutkim pagórkami, potem zaczyna się nagły skok do góry, trochę pagórków mniejszych i większych i mega kozacki zjazd do Dobczyc.
W Dobczycach chwilka przerwy, obfocenie z dupy strony zamku i rura na Wieliczkę i Kraków gdzie to tripa miałem skończyć. No dobra, ale po kolei. Słysząc słowo Wieliczka każdy myśli, że będzie płasko, a tu bach 12% na deser wyrasta znikąd. Już witałem się z gąską lecz był to zachwyt przedwczesny, zapomniałem że potem jest jeszcze długa prosta z nachyleniem 3-4%. Nie wiem, ale chyba wolę sporo % zrobić niż takie nic nie wnoszące coś. Następnie serpentyny zjazdowe, długa prosta i jestem w Wieliczce.
W Wieliczce chwila przerwy, rzut oka na mapę aby nie wpakować się na DK 94 i kręcę na KRK na cuga. Po drodze na wiślanym szlaku dochodzę grupkę szosowców, najpierw ciut za nimi, a potem rura na czoło peletonu. Dzięki temu był motywator by cisnąć, bo już powoli się odechciewało.
Czemu cug? Ano bo nie cierpię trasy Kraków Kato i odwrotnie. Ileż można, przejadło się i tyle. Nie ma sensu kręcić suchych km, które nic nie wnoszą. Nie kilometry ważne, a zacność trasy wraz z walorami widokowo-oczojebnymi.

Kamieniołom Libiąż

Polica, Babia i Jałowiec widziane z Rusocic


Beskid Wyspowy w pełnej krasie, od Łysiny przez Mogielicę i Kostrza do Kamionnej

Zamek i Tama na Jeziorze Dobczyckim

Niby 12%, a jakoś specjalnie tego nie odczułem. Może dlatego, że asfalcik na podjeździe wyśmienity