Potem ustawka o 17.30 z Tomkiem na Batorym i w drogę! Gdzie? W sumie padło na Skałkę, to se zrobiliśmy 16 razy kółeczko wokół stawu, jedno ma równy 1km więc w sumie nie dużo. Potem z powrotem na Batory gdzie się odłączam i mknę do bazy.
Ustawka z Jackiem i Marcinem o 10 w centrum Katowic w celu wypadu na Rabsztyn. Na początku kręcimy na Niwkę, Bobrek i Maczki by później wylecieć nad Zalewem Sosina. Po krótkiej chwili odpoczynku lecimy dalej na Bukowno i Olkusz gdzie uzupełniamy zapasy żywnościowe i już tylko 4km dzieli nas od Zamku Rabsztyn.
Sprawnie pokonujemy podjazdy i pod Zamkiem kilka fotków pstrykamy. Potem dłuższy popas i obmyślanie strategii jak dalej jechać.
Pada na Klucze i Pustynie Błędowską w Chechle gdzie przypadkiem Sonika spotykamy i Paranienormalnych. Gdzieś w Błędowie oznajmiam, że mam być między 17, a 18 w domu więc padł pomysł rozdzielenia się. Bo takim tempem bym nie zdążył, w domu jestem 17.34 więc idealnie na czas. Droga powrotna to obok Koksowni Przyjaźń, potem Strzemieszyce, Ostrowy Górnicze, Bobrek, Niwka i do bazy
Zamek Rabsztyn, widać że remont w pełni
Cień rowerzysty
Na pustyni w Chechle przypadkiem spotykamy Sonika i ekipę Paranienormalnych
Cel na dziś był prosty, zdobyć Przełęcz Przysłop w Stryszawie oraz zobaczyć Hotel Beskidzki Raj i widoki z jego pobliskich okolic. Było warto, ale od początku.
A więc ustawka o 9 w Murckach z Irkiem, obieramy kierunek Lędziny i Wilamowice gdzie pierwszy popas mamy na zapchanie żołądków zbędnym kaloriami. Potem przez Porąbkę, Tresną oraz Gilowice i Ślemień, Kocoń i Kurów docieramy do Lachowic skąd rzut beretem do Stryszawy jest. Stąd podjazd już zostaje na Beskidzki Raj. Tu również dłuższy popas i coś nam strzeliło do głowy jechać jeszcze na Przełęcz Cichą.
Dziwny trafem powtórka z rozrywki z Zakopanego się przypomniała gdzie to miejscowy mówi w lewo, a miało być w prawo. Hmm miejscowy !? Tym dropem zrobiliśmy kawałek traski DH Wełcza. Później już Trybały, Zawoja, ponownie Stryszawa gdzie sklep odnajdujemy, a Irek rower myje na myjni bezobsługowej- Ja swój z moim błotem zostawiam :P
Potem już ponownie na Lachowice skąd kierunek Żywiec przez Hucisko i Pewel Wielką oraz Pewel Małą. Powrót z Żywca to pociąg niestety ze względu na zbyt krótki dzień!
Wypad zacny przewyższenia wyszło 1826m w górę i 1817m w dół, temperatura od 2 stopni na wyjeździe po aż 18 na trasie :O
Gdzieś w okolicach Koconia taki widoczek zaobserwowałem
Podjazd pod Beskidzki Raj, przełęcz Przysłop gdzieś po drodze zaliczona
Widoki z Beskidzkiego Raju
Zachodzik już w Żywcu, a raczej mega późna pora zachodu
Ustawka z Jackiem i Grzegorzem pod Simply w Michałkowicach o 16.10. Każdy z nas był przed czasem tak więc jak każdy jest to od razu ruszamy. Obieramy kierunek Dorotka by następnie udać się na Rogoźnik. Szybki szpil wyszedł.
Po dwóch dniach absencji spowodowanej załamaniem pogody jak również niechęcią do bycia mokrym wreszcie ruszam w trasę. Najpierw kierunek Pogoria III i IV by następnie udać się w kierunku Przeczyc. Z Przeczyc rzut beretem jest na piękny podjazd pod Brzękowice Wał. Oczywiście podjazd rzecz święta i zrobić go z przyjemnością trza było. Na sam koniec Park Śląski przelotem robię i wracam na bazę.
A właściwie tytuł powinien brzmieć: "Drewutnia kapeć, Lędziny kapeć i urwany wentyl, a potem udane hałdy w Bieruniu"
Cóż za dziwny dzień, ważne że spożytkowany rowerowo, w końcu wyszedł night biking. Skład zacny: Marcin, Domin, Artur i se Ja. Cel to hałdy w Bieruniu: miało ich być 5 wyszło, że jest 4- nie umiem się doliczyć 5, podobnie chłopaki. Kaj ona jest nikt nie wie, ale urzędnicy twierdzą, że jest hmm.
Hałdy w Bieruniu. Naliczyliśmy 4, kaj 5 nie wiadomo chyba wymysł urzędników to jest!
Start od razu po imprezie u Karpika, czyli jakoś grubo po północy :D Szacun za skrzydełka jak zawsze mu się należy!
Potem sprawnie do Oświęcimia oraz Kęt- średnia 26,6km/h, jak na warunki nocne przyzwoita. Następnie Porąbka i tu się schody zaczynają bo most zamknęli i trzeba dymać aż do Tresnej na zaporę. Cóż jakoś mi to nie przeszkadzało, ale niesmak pozostał robienia bezsensownego kółka. Niby tylko kilka dodatkowych kilometrów, ale jak się na końcu okaże gdyby nie one to by mnie w Tychach nie zlało i nie było by powrotu luksusowymi liniami PKP. Istna ściana deszczu, nic widać nie było!
Cóż wróćmy do Góry Żar- całkiem sympatycznie podjazd mi poszedł 1x4, 1x5 i do góry, później asekuracyjny zjazd asfaltem. Przeszła mi myśl zjazdu czerwonym szlakiem, ale to już musiałbym mieć totalnie najebane w głowie by się puścić tam w nocy. Góra Żar zdobyta o 3.38 czasu sobotnio-nocnego.
Powrót hmm najpierw na Przełęcz Przegibek i do Bielska, miało być Jaworze- było, miała być Wisła przez Brenną nie było jej. Zamiast tej opcji wybrałem powrót na kole przez Pszczynę i czerwony szlak. Masakra kolejny razy zero myślenia się włączyło i rura przez wszystkie kałuże, takim sposobem napęd długo nie pobędzie u mnie! Wypad zacny mi się udał i nawet średnia cieszy jak na odcinek nocny z tyloma podjazdami.