Wczoraj był Veľký Choč to dziś pora na równie urokliwe miejsce, czyli Pojezierze Palowickie. Rano szybkie dogadanie z Łukaszem planu i zgadujemy się o 11 na Zarzeczu. Przywitanie i w drogę! Najpierw Mikołów, potem Łaziska, Orzesze no i w końcu lądujemy w Palowicach. Nawet centrum mają o dziwo, przynajmniej tak wieszczy przystanek autobusowy. Potem jeszcze trochę szutrów i po kolei odwiedzamy domki palowickie. Pojezierze Palowickie ma swój klimat.
Na drugim domku dłuższy popas na pewną ulubioną zupę (chmielową) i obmyślanie jak wracamy. Padło hasło Chudów, Ja dodałem hasło: MAM OCHOTĘ NA GOFRA ZE WSZYSTKIMI DODATKAMI i w ten sposób pojechaliśmy na miejsce docelowe numer 2. W Chudowie szybko poszło zlokalizowanie gdzie gofry robią, i tak nastała przerwa gofrowa!
Po pauzie gofrowej zostaje każdemu jakieś 30km do chaty jeszcze. Wspólnie jedziemy przez Paniowy, Retę Śmiłowicką i tak aż do Panoramy na Ligocie gdzie każdy w swoją stronę mknie.
Tak to już Orzesze, jeszcze tylko zjazd i w centrum będziemy
Rano wstaje i od razu myślę gdzie by tu Authoraka zabrać i gdzie mnie dawno nie było. Za pierwszy cel obieram Jaworzno i tamtejszą Bazę Płetwonurków. Na miejscu krótka sesja foto robiona żelazkiem, potem objazd terenu i pora na pomysł numer 2.
Nic mi do głowy nie przychodziło aż do Centrum Jaworzna. Tam wpada mi myśl odwiedzenia hałdek Bieruńskich, o których totalnie zapomniałem, że istnieją! Szybkie przemodelowanie trasy w głowie i nawet nie wiem kiedy mi tyle dystansu uciekło z pamięci, ale to chyba dobrze bo ani się nie obejrzałem, a na czubku hałdki Bieruńskiej nr.1 się znalazłem. Na szczycie dłuższy popas i podziwianie naszych kochanych Beskidów.
Po odpoczynku szybki zjazd z hałdki no i obieram kierunek Jeziorko Łysina. Taka ot wisienka na torcie. Zdjęcia z tego miejsca brak bo nie wyciągałem żelazka, zanim by je odnalazł w kieszeni hmm. Potem jeszcze tylko Lędziny, Mysłowice i Giszowiec wraz Nikiszowcem zostają do przejechania ...
Baza Płetwonurków Jaworzno
Hałdka Bieruńska nr.1 i w oddali jeszcze 3 kolejne.
Rano tknęło mnie pojechać ot tak na Siewierz i przejechać ostatnie kaemki na kowadełku RST AERIAL. Był ze mną w tych dobrych chwilach jak i tych złych, szacun dla niego bo jeszcze żaden amorek ze mną nie wytrzymał aż 3 pełnych sezonów! Pięknie żył, do samego końca trzymał klasę pomimo ciągłego katowania przez właściciela.
Ale zanim nastąpiło ostatnie namaszczenie trzeba było godnie uczcić Jego pamięć i przejechać co nieco w hołdzie! Tym sposobem rankiem zasiadam za sterami Authoraka i jadę sobie na Siewierz jak już na początku napomknąłem. Trasa wiodła standardowo przez Sosnowiec, Będzin, wałami nad Przemszą oraz Pogorię IV i jakieś tam szutry. Na rynku w Siewierzu chwila przerwy, uzupełnienie płynów i w drogę powrotną. Kręcę koło Jeziora Przeczyckiego, Brzękowice Wał, Górę Siewierską, Strzyżowice i Bażantarnie by na chwilkę do domu wstąpić.
Krótkie odsapnięciu w domku i pora na serwis się udać. Przeszczep organu poszedł bardzo sprawnie i można było powitać Authorak w wersji LIGHT, schudł mi skubany aż o 1,58kg! Nie pozostało mi nic innego jak Bestię przetestować. Szybka rundka do Mikołowa tak by zaznać wszystkich możliwych nawierzchni, czyli na początek asfalt, potem szuter, lekkie kamole oraz znienawidzone betonowe płyty drogowe jakie ostały się jeszcze na Recie Śmiłowickiej.
Stwierdzam, że teraz Authorak stał się bardziej narowisty, lepiej zakręty zbiera i jakoś tak minimalnie szybciej idzie. Jutro wciepna jak się uda jakieś foto Bestii
Rano plan miałem na Jaworzno, ale zgadałem się z Andrzejem o 10 w Mysłowicach no i wyszedł kierunek Żywiec. Wszystko fajnie ino od samego początku zapowiadała się jazda pod wiatr. Cóż, trudno ...
Na początek lecimy na Lędziny, Bieruń, Brzeszcze. W Brzeszczach trzeba uważać na pędzące nieprzepisowo rządowe limuzyny i kasujące co tylko napotkają na swojej drodze. Po przejechaniu wsi byłej Pani Premier mkniemy dalej w kierunku Wilamowic i Kobiernic skąd już kilka pagórków i lądujemy w Żywcu.
Dzisiejsze tempo bardziej spacer przypomniało, ale nikomu się nie spieszyło. Po lekku i do przodu tak by pogadać po drodze. Gdyby nie wiatr to dzień należałby do tych idealnych, były zacne góry na horyzoncie oraz słońce, które fajnie operowało nad głową.
Plan na dziś pokręcić się tu i ówdzie, totalnie bez pomysłu. Wychodzę, a tu o sobie od samego początku daje znać mój ulubiony kolega WIATR, że też chce się ze mną zabrać. Jaki by kierunek nie obrać ciągle jest ze mną, mimo próśb i gróźb nie chce się odczepić. No cóż trzeba się pogodzić i grać tak jak on zagra ...
Pomijając monotonny wstęp już w Świonach podnosi mi ciśnienie pewien kierowca Avensisa, który wymusza pierwszeństwo co zmusza mnie do gwałtownego hamowania, pomijając fakt że przejechał na czerwonym i skręcał przez miejsce gdzie tego manewru nie mógł zrobić! DEBIL
Dobra kolejna nic nie wnosząca informacja, a więc trzecie podejście. Po drodze różne pomysły mi wpadały gdzie pojechać i tak jakoś okrężnie znalazłem się przypadkiem w Chudowie, potem pomysł wpadł by uderzyć na Pławniowice i dalej ciągnąć na Wrocław, ale odpuściłem ten temat w Taciszowie i obrałem kierunek Toszek. W Toszku ponownie wizja Wrocławia się pojawiła ponieważ w tamtą stronę jakby mniej wiało, ale czasu ino do 16 więc zamysł zdechł!
Od tego momentu tempo spada drastycznie. Koleżka Wmordewind ujawnia, że zamierza mnie przetestować i dać mi w kość. Mówię sobie że łatwo skóry nie oddam. Jakoś się jeździe, przejeżdżam kolejne wsie, następnie Tarnowskie Góry, Świerklaniec i w Wymysłowie chwila przerwy na uzupełnienie płynów. Po odsapnięciu śmigam dalej, jeszcze chwila i w domku będę
Mimo wszystko dobrze się jechało, trochę wygwizdało mnie na wietrze, ale pierwszy raz od dłuższego czasu mogę powiedzieć, że w miarę zadowolony z jazdy byłem!
Po pracy szybko do domku, potem do mbike'a obgadać przeszczep organów do Authoraka. Aerial padł na dobre, powietrze dalej w komorze dzielnie trzyma, ale podnieść się nie chce! Miał być Mosso M5, ale korciło mnie na Widelec MTB od Accenta i takowy będzie. Plus z tego taki, że waga zejdzie o 1,35kg w dół.
Po obgadaniu i zgadaniu się na sobotę na transplantację udaje się w Lasy Murckowskie w celu sprawdzenia się czy pomimo braku formy wdrapie się pod krzyż na Hałdzie Murcki. Jakoś poszło, potem jeszcze posiało mnie na Hałdę Kostuchnę, Staw Janina i D3S. No i te warunki przezacne do śmigania, żal by było nie skorzystać!
W planach na dziś było byczenie się, ale po 10 znudziło mi się to zajęcie więc szybko się zebrałem i w drogę. Początkowo bez pomysłu bo skupiłem się na tym, z której strony wiatr wieje. Niestety obojętnie, w którą stronę bym nie pojechał to wiatr był centralnie w twarz i tak niby solo, a jednak w parze z wszędobylskim wmordewindem jechałem.
W porównaniu z wczoraj to pizgało złem, jakieś takie przenikliwe zimno towarzyszyło mi całą drogę. Przejazd typowo rekreacyjny wokół komina wyszedł!