No i nastał czas powrotu. Niestety co dobre szybko się kończy, wróć dobre może i były miejscówki, ale nie tempo i nie forma. Powrót tą samą trasą co przyjechałem bo ani nie było chęci na kombinowanie ani też pogoda nie zachęcała. Pierwsze wypizganie tego roku uważam za odbyte. Niby budzik zeznał 4 stopni, i póki było słonko było wsio w porządku, ale w Drogomiłowicach przyszła sobie Pani Mgła, która odebrała resztki przyjemności z jazdy i w dodatku spowodowała, że temperatura odczuwalna oscylowała w okolicach 0 raczej ujemnego.
Wczoraj było Schronisko na Stogu Izerskim to dziś dla odmiany lajtowo i do przodu. Szybowcowa Góra plus Łysa Góra, czyli takie tam wokół komina. Zbytnio nie chciało mi się wymyślać gdzie by pojechać więc wybrałem pierwsze lepsze znane mi górki, na których rzadko bywam.
Nie powiem mimo ino 6 stopni na budziku trafiłem w okno pogodowe, rano do 11 mgła się panoszyła i nic się nie zapowiadało by zeszła, a jak zeszła to nie było wyboru jak tylko się ruszyć. Dobra to była decyzja bo kolejne chyba fajne fotki ustrzeliłem żelazkiem.
Kierunek Nielestno
Pilchowice, wiadukt kolejowy
Szybowcowa Góra i Karkonosze
Takie znaczki to Ja lubię!
Łysa Góra
Widok z Łysej Góry na Ostrzycę Proboszczowicką (to szpiczaste)
Kolejny dzionek rajzowania po Dolnośląskim i tym razem już z grubej rury. Cel był konkretny, odhaczyć Schronisko na Stogu Izerskim. Tyle razy tam było się pieszo więc i rowelkiem wypadałoby tam być.
Zaczynając od początku na dzień dobry lekka wspinaczka do Lubomierza, bo jak wiadomo Wleń leży na 228m, a Lubomierz na 360m. Następnie Mirsk i Świeradów-Zdrój, od którego to atakuje Stóg Izerski. Wjazd jak wjazd, dupy nie urywa za to zjazd do Czerniawy kosmos. Tak szybko jeszcze nie zrzucałem poziomic, szkoda tylko że asfalt to totalna porażka i te uskoki. Zdecydowanie nie dla szosy, dobrze że mtbkiem jechałem. Później już powrót, nie chciałem wracać tak samo więc wpadłem na pomysł pojechania przez Kłopotnicę, Pasiecznik i Pilchowice.
Urlop jest więc jedyny słuszny kierunek to Dolnośląskie. Coraz częściej tam bywam bo widokowo to istny orgazm oczny, a i ruch jest znikomy. Lubię takie klimaty, a dodając miasteczko Wleń jako bazę wypadową to już w ogóle. Na dziś plan był prosty, po prostu tam dojechać. Jak się okazało łatwiej powiedzieć niż wykonać.
Sama jazda to istna katorga, nigdy tak źle mi się jeszcze nie jechało. Tempo nie istniało, wiatr przeszkadzał i ogólnie forma pitła sobie w siną dal. Pierwsze 65km do Jawora wolałbym zapomnieć jak najszybciej, istny wstyd na płaskości. Dobrze, że za Jaworem teren zaczyna się pagórkować to trochę odżyłem jak i tempo podciągłem ciut do góry.
Po dojechaniu do Wlenia jeszcze szybki wjazd na działkę pomachać trochę szpadlem w celu usunięcia zbędnych drzewek.
I w sumie tyle by było z dnia dzisiejszego.
Drogomiłowice i kierunek Jawor
Marcinowice i taki ot widok na góry. Z bardziej znanych to widać Chełmiec, Trójgarb i zaśnieżoną Śnieżkę
Piotrowice, hmm czyżby Katowice. Niestety nie!
Na zjeździe do Świerzawy, Fudżijamę Śląską już widać
To sem Ja koala z torbą na grzbiecie, wróć plecakiem
Wczoraj Spółka zoo, czyli Gizmo i Authorak wozili się po Słowacji, dziś za to ledwo ledwo człapali po Katowicach. Jak nam się nie chciało, początkowo plan był na Smutną Górę. Tak wiem po raz n-ty, ale lubię ten pagórek. Nie dość, że fajny widok na Beskidy to jeszcze dobra miejscówka na ognisko. No dobra zejdźmy na ziemię, wyszło jak wyszło. Totalnie bez polotu i po najniższej linii oporu, ale nie byłem jedyny, który tak zrobił. Ta osoba, o której mowa wie o co kaman.
A wracając do dzisiejszej rajzy to tak blisko wokół komina nigdy jeszcze nie jeździłem. Prawie nie wykroczyłem poza obszar administracyjny Katowic poza odcinkiem 450 metrów kiedy to byłem w Mysłowicach. Nawiedziłem skromnie Giszowiec, Murcki, Staw Janina, D3S i zapomniany Staw Upadowy. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tam byłem, jest sobie jakiś tam staw i tyle.
Leśne klimaty zawsze są w modzie, nigdy nie przestają się nudzić!
Drastyczna pobudka o 4.40, ale dlaczego, a po co? Ano dlatego, że na dobre trzeba odpowiednio wcześnie wstać. W planach miałem sztandarową swoją trasę z Żywca do Rajczy przez Przełęcz Glinne, Namestovo, Oravska Lesna, Przełęcz Hola, Zazriva, Przełęcz Rovna hora, Terchova, Przełęcz Lutise, Krasno nad Kysucou, Oscadnica, Przełęcz Graniczne. Plan był więc pozostało tylko stawić się w Żywcu i nie narzekać ...
Jako, że Gizmo i Authorak to Spółka zoo więc żaden z nas nie grymasił na tak wczesną porę. Zaczynając od Żywca napatoczyłem się na mgłę czym bardziej w Orawę tym mocniejsza. Miejscami ledwo 30m przed sobą widziałem, na szczęście mgła zeszła dokładnie o 10.01 i mogliśmy się w końcu raczyć dobrze nam znanymi widokami. A już się martwiłem, że wjeżdżając na Przełęcz Hola dosłownie wielkie "g" będę widział, a tu proszę udało się! No może jakaś super widoczność nie była, ale widoczki zacne. Czym bliższej Polski tym pogoda lepsza i temperatura odczuwalna wyższa. Może lepiej było się pokręcić po naszych płaskościach. NIE! NIE! NIE! O wiele lepszy klimat ma Słowacja, sporo łatwego upa wpadło, a do tego cisza i puste drogi. Nie ma strachu krajówkami śmigać u sąsiadów, tylko dobrze je trzeba wybrać.
ps. Spółka zoo dlatego, że raz z jednego raz z drugiego zwierzak wychodzi OoO.
Kolejny lajtowy rozruch przed urlopem. Tym razem zrobiłem sobie mały lajtowy rekonesans Sosnowca, Dąbrowy Górniczej oraz Siemianowic Śląskich. Nie powiem wyjazd w klimacie, fotki robione żelazkiem nawet dobre wyszły. Chodź do ideału daleko ...
Dziś w sumie pomysłu na jazdę nie miałem, w sumie to pomysł podsunęła mi Ewa. I tak zgodnie z jej sugestią nawiedziłem Dziećkowice. Fajnie się śmigało tylko szkoda, że dzień jest tak krótki i nie ma jak wodzy fantazji popuścić gdzieś dalej. No nic jakoś to sobie odbije w weekend i na urlopie.
Nie ma to tamto hitem dnia dzisiejszego jest świnka morska, która sobie przechodziła przez jezdnie w Mysłowicach. Takie cuda to tylko na Ławkach, szkoda że nie zdążyłem fotki zrobić :/
Kolejne płaskostopie do kolekcji, czyli krótki wypad na Hałdę Panewnicką. Szkoda tylko, że mało już z niej zostało! Buldożery tak prężnie działają, że jeszcze trochę i zrównają hałdę w jeden poziom. Dobrze, że podjazdy się jeszcze ostały lecz jak tak dalej pójdzie to nie wróżę im świetlanej przyszłości :(
Po weekendowych górkach pora w końcu na rower. Gdyby nie to, że dziś poniedziałek i trzeba było iść do pracy to zamiast Dorotki i Janiny odwiedziłbym coś tam innego.