Plan był prosty, nawiedzić Wadowice. Zjeść kremówkę, wypić kawę i dopełnić wszystko dobrą pizzą. To tak w skrócie, trasa jak trasa; przeważnie płaska z kilkoma płaszczkami na horyzoncie. Nie ma to tamto, takie mini górki to Ja łykam na śniadanie. Chyba nawet lepiej, że tak mało przewyższenia było bo przynajmniej nie słyszałem o ku... znów podjazd. Nie wiem czemu, ale czym trudniejszy podjazd tym bardziej micha mi się cieszy.
Wszystko fajnie by było gdyby nie skakanka na kasecie. Biegi wchodzą jak chcą, a łańcuch nie wiem jakim prawem jeszcze kręci. Tak więc na dniach czeka mnie transplantacja narządów, Authorak dostanie sporo nowych gratów i upgrade-owaną korbę. Zastanawiam się tylko czy zostać na 3 blatach i wymienić tylko środkowy blat czy pójść w napęd 1x. Dużej różnicy nie będzie bo i tak korzystam w 98% tylko z środkowego blatu. Pomyśli się po niedzieli, bo jutro mam nadzieję coś jeszcze pokręcić na starych gratach.
Chyba musiałem bardzo zgrzeszyć bo Bozia mnie pokarała i musiałem w zamieci śnieżnej jeździć. Dobra, dobra taka mini zamieć, ale wystarczyło by zobaczyć pierwszy raz tej zimy błoto pośniegowe. Dodając do tego katowickie korki i przenikliwe zimno było całkiem ciekawie.
Ja pierdu, ale wieje. Dobrze było, ale jeszcze lepiej by było jakby tego upierdliwego wszędowindu nie było! Normalnie gdyby nie on to tempo dziś by oscylowało w okolicach 30-31 km/h. Niby trasa płaska, ale swój potencjał ma. Lubię nią śmigać, można na niej wodze fantazji puścić i kręcić mtbkiem jak szosą. Kadencja rulez!
W sumie to nawet nie tyle wiatr mi przeszkadzał co głównie otwarte przestrzenie między Św. Anną, a Częstochową. Pozostała część trasy przebiegała głównie jak nie miastem to w zakrytych miejscach, chodź jak podmuch przyszedł to od razu prędkość malała do kilku kilometrów na godzinę. Narzekać nie będę jak co poniektórzy, warunki hartują i pokazują jak daleko można jeszcze granicę przesunąć!
Plany były inne, co się odwlecze to nie uciecze! Zamiennie śmignąłem na Klucze i tamtejszy punkt widokowy na Pustyni Błędowskiej. Nie powiem, nawet nawet się jechało mimo bólu w prawym kolanie. Każdy chodź najmniejszy podjazd czułem razy 3.
Tempo pewnie byłoby lepsze, ale zbytnio już przeciążonego kolana nie chciałem przeciążać! Jutro pauza, może w poniedziałek uda się gdzieś po pracy zakręcić. Może Chudów z nudów, dawno tam nie byłem. Kto tam wie gdzie mnie posieje ...
Chechło, Wielbłąd i Authorak
Pustynia Błędowska, Punkt Widokowy Czubatka 382 m n.p.m.
Lokalna dycha, czyli dzień dziecka dla Authoraka. Dostał on Ci mój lepsiejsze klocki hamulcowe p + t od tych co były oryginalnie. Nie powiem na krótkim spacerze i próbach hamowania jest lepiej niż lepiej. Tamte klocki jak były nowe nie miały takiej siły hamowania jak te co teraz założyłem. Zobaczymy, ponoć i żywotność mają mieć większą ...
A tak poza tym to czułem się jakbym fruwał (od lewej do prawej i odwrotnie) aniżeli bym jechał. Ciężkie warunki, chciałem cuś więcej wyciągnąć, ale mordować się na siłę nie zamierzam. W sobotę to sobie odbije! Jakąś setką lub może lajtową dwusetką, o ile pogoda pozwoli.
Chyba nawet zaczyna się chcieć jak dawniej, a może to tylko złudzenie ...
Dziś totalna rekreacja, tempem emeryta też można jeździć. Chodź do takiego tempa głównie błotko w lasach się przyczyniło, czasami poślizgać się rzecz ludzka.
Bez prądu, bez weny, bez formy i w dodatku z milionem myśli w głowie. Z takim zestawem to od początku wiedziałem, że będę jechał siłą woli, a nie chęciami.
No nic i tak jestem zadowolony bo wymusiłem na swoim organizmie niemrawą setunię. Sam nie wiedziałem gdzie ostatecznie wyląduje więc punkty kontrolne na trasie to czysty przypadek.
Odhaczyłem po drodze Lędziny, Chełm Śląski, Jaworzno i Park Gródek, Pogorię III i Będzin. Takie oklepane miejsca więc i fotek żelazkowych brak. Ostatnio to nawet nie mam chęci ich pstrykać, może się to odmieni wkrótce ...