Plan dziś był mega prosty: ma być ogień, miazga widokowa i up z dwójką z przodu! Wystarczyło tylko wydobyć trasę z mojej pamięci i jechać. Trasę, którą wylosowałem to przejazd z Żywca do Krakowa przez 3 przełęcze (Klekociny, Krowiarki, Zubrzycka) i Kudłacze.
Trasa przejedwabista, istny sztos. Tylko coś mi nogi nie podawały, szczególnie to odczułem na podjeździe na przełęcz Klekociny. Ostatnio podjeżdżałem tam na 2x3, dziś 1x3; istna lipa! Nie wiem czemu, końcówka ma tam tylko 17% hmm. Nawet Karkonoska nie dała mi tak popalić jak dziś te nieszczęsne Klekociny. Na szczęście potem już było lepiej. Krowiarki poszły od strzała, potem jeszcze mini podjazd na przełęcz Zubrzycką i można było ciąć ile fabryka dała do Jordanowa i Pcima.
Potem Kudłacze gdzie zaś 14% się pojawia, kilka fot robionych żelazkiem i tnę przez Porębę, Gorzków i Wieliczkę do Krakowa gdzie zgodnie z planem kończę tripa. Ogólnie wszytko super ino to słabsze tempo na podjazdach, coś z tym muszę zrobić i to szybko! Bo jak chce jeździć na 1 blacie 34T i niezbyt dużej kasecie 11-36 to trzeba pilnie się wziąć za siebie.
Prawie wschód słońca
Zawoja od strony Przełęczy Klekociny
Zjazd z Przełęczy Krowiarki to istna miazga widokowa
Lubię takie znaczki i to bardzo!
Na zjeździe z Przełęczy Zubrzyckiej
Authorak na tle Tatr, Szczebla i Lubonia Wielkiego
Dziś w sumie miało być nie jeżdżone, ale jak to bywa w życiu wyszło zupełnie inaczej. Dzięki temu zbiegowi okoliczności odbębniłem nijakie kilometry: Giszowiec, Wesoła i Kostuchna.
Wczoraj tempo rodzinne, dziś dla odmiany moje turystyczne. Tak by się nie zmęczyć, a cuś przejechać, i tak posiało mnie w stronę Pasiek i Zatopionej Kopalni Rudy Żelaza Bibiela. Nie powiem lubię to miejsce, wg mnie jedno z lepszych na Śląsku. Blisko i w dodatku mało kto tam jeździ. Foto robione żelazkiem i dalej mknę w stronę Kalet, Kalety przelatuje bez postoju. Potem słynny kościółek w Bruśku, kolejne foto do klasera i dalej na Tworóg. Tu przerwa w celu uzupełnienia kalorii, przerwa i po przerwie. Później nic ciekawego poza Frankiem Myszą na końcówce.
Przede wszystkim dzięki Magda za towarzystwo, kolejny raz zrealizowaliśmy co chcieliśmy. Nieważne tempo ważne, że razem. Sporo lasów przeturlaliśmy, oby tak dalej ...
Rybnickie klimaty
... potem były sobie jeszcze Palowice i meta w Orzeszu. Dzień spożytkowany pozytywnie, nie pamiętam kiedy tyle po lasach się szlajałem.
Jedno dziś trzeba przyznać wiało i to konkretnie, 20m/s to lekka przesada. Na szczęście dziś tylko Chorzów i Siemianowice Śl. były w planach, tak więc krótko i nijako!
Nie wiem jak to się stało, ale wylądowałem w Krakowie. Miał być tylko Kamieniołom Kozy i nawrót, a wyszło jak wyszło. Hmm ... Magia, magia na spontanie. Dzięki tej magii wiem, że Authorak ciągle jest formie i ciśnie ile fabryka dała tam gdzie trzeba. Szkoda tylko, że u mnie z formą krucho. Trzeba w końcu zacząć robić poważne trasy, a nie płotki!
Ścieżka między Wolą, a Gilowicami
Super wąski most na Wiśle k.Jawiszowice-Jaźnik. Przejazd na styk
Popracowa Góra Siewierska i tamtejsza Równa Góra. A z niej super widoki m.in. na Elektrownie Łagisza, Beskid Mały, Dorotkę, Maszt Kosztowy i Beskid Śląski. Nie powiem opłacało się wybyć chodź na chwilę z domku!