Tak źle to mi się jeszcze nigdy nie jechało! Jarek na dwóch zaciśniętych heblach musiał jechać i do tego jeszcze zatrzymać się musiał bym dojechał! LOL
Podjazdy to dramat, teraz wiem jak to jest jak ktoś za mną jedzie, a Ja czekam! Totalna porażka! Jeszcze trochę i rower miejski będzie szybszy ode mnie!
Takie piątki w środku tygodnia to Ja rozumiem. Ale do rzeczy. Ustawka z Jarkiem pod Zamkiem Będzin o 9.30. Szybkie przywitanie, chwila gadki i w drogę.
Gdyby nie choroba Authoraka tj. padnięta tylna piasta i brak dużego blatu to wszystko byłoby fajnie. Sorry Jarek za spowalnianie!
Plan na niedzielę był prosty. Pobujać się troszkę z Anitą po okolicach Chrzanowa.
Wyszło fajnie, ino jak słońce zaszło to zmarzłem. Szczególnie nie lubię tego odczucia zimna w butach. Reszta OK.
Trochę kaemów leśnych wpadło, takich trochę mniej lajtowych. Koleiny, błoto, kałuże i połamane drzewa = idealny raj dla Authoraka. Było fajnie, aż do momentu złapania kapcia.
Potem już bez przygód, najlepiej trasę przedstawiają foty pstrykane żelazkiem poniższej.
No i jeszcze jedno, od dziś brak przedniej przerzutki. Po co mi ona, jak i tak jej nie używam. Waga ↓, teraz kalkulator wskazuje 10,95kg z błotem.
Plan na dziś był prosty. Start Skoczów, meta Chałupki, cel Stramberk.
Niby nic specjalnego, niby płasko, ale cuś upa się uzbierało! Totalnie polajtowemu, czemu tak? 1) kolano prawe, 2) brak chęci do zapinkalania, 3) leń.
Trasa jak trasa, dobrze znana i lubiana oraz co najważniejsze mało blachosmrodów, no i czerwony wzdłuż Odry to 23,5km bez żadnego blachosmroda. Takie rowerówki to My lubimy, ino jest jeden problem: asfalt średniawy, mocno zapomniany. Ale i tak się chwali.