Po wczorajszych górkach, znaczy pieszych pagórkach dziś przyszedł czas na rowelek. Wstaje i patrzę na termometr, a ten na złość wskazuje -2°C, no cóż będzie piździeć. Jako, że nie lubię odpuszczać wyciągam Authoraka i kręcę gdzie mnie poniesie. I tak na początek obieram kierunek Jeziorko Łysina. Potem Tychy, Łaziska, Orzesze oraz Chudów i nawrót do bazy.
Jechało się nawet dobrze mimo rozpoczęcia sezonu piździ mi w stopy. Nawet hiper super ochraniacze na buty z x możliwym technologiami nie dały rady zapewnić mi optymalnej temp. przy +2°C. Metki metkami, ale obiecywane ciepełko w stopy przy -10°C to bujda i nie ma co przepłacać. Następnym razem kupię te najtańsze skoro i tak te drogie za grube miliony nie działają! Pokuszę się o stwierdzenie, że działają tak samo jak te tanie.
Ustawka o 9.30 wróć o 9.38 w Mysłowicach. No cóż lekka obsuwa z mojej strony była więc szybkie przywitanie i w drogę. Tak jak wczoraj ustaliśmy jedziemy na Zamek Lipowiec. Po drodze koło Chełmka jakiś szpieg z krainy deszczowców się pyta dokąd jedziemy i tak od słowa do słowa dołącza się do nas. O dziwo nadążał nawet, no dobra na nadwiślanym szlaku odstawał, ale zawzięty był i nie odpuszczał.
Na zamku dłuższa przerwa, każdy miał inną wizję odpoczynku. Mnie posiało na basztę zamkową gdzie po wdrapaniu się moim oczom ukazały się Taterki. W takich okolicznościach nie pozostało mi nic innego jak wyciągnąć żelazko i pstryknąć foto. Po obfoceniu okolicznego landschaftu wracam do kompanów podróży. Wracam, a tu dowiaduje się, że nie było mnie prawie 30 minut. No nic jeszcze chwilę siedzimy i zbieramy się w drogę powrotną.
Na powrocie zahaczamy jeszcze o Balaton w Trzebini, następnie kręcimy przez Luszowice i Balin w kierunku Jaworzna gdzie nieznajomy tak jak się pojawił tak też niespodziewanie zniknął. Nam zostaje tylko przelecieć przez Velostradę oraz Dąbrowę Narodową i na Niwce się rozdzielić, gdzie Andrzej leci do siebie, a Ja do siebie.
Napomnę jeszcze, że w Balinie znalazłem zajączka na szosie. Czasami fajnie tak komuś posiedzieć na plecach i jechać tempem "pro" szosowca, który uważa że tempo 40+ jest tylko i wyłącznie dla szosówek.
Niebo ...
Zamek Lipowiec i widok na Taterki. Tam gdzieś po lewej są!
Kierunek Kamień Śląski, czyli niespodziewane 200. Ale może od początku... Ostatnio dość poważnie leń mnie męczył, ile razy się zbierałem się na rower tyle razy odpuszczałem. Tym razem za namową Andrzeja, który wymyślił cel podróży nie dało się wymigać więc zostało tylko zjawić się na ustawce w Siemcach o 7 i jechać przed siebie. Od samego startu moje chęci były mizerne i do tego ta mgła mleko, która wcale nie pomagała zwalczyć mego lenia. Na szczęście z każdym kilometrem było dużo dużo lepiej!
Trasa jak trasa, mi doskonale znana i niezbyt lubiana z racji otwartych przeciągów. Dziś dało się odczuć tą przeciw siłę, wiatr to taki odpowiednik wrednej kobiety, który zrobi wszystko by uprzykrzyć życie i obrzydzić jak tylko umie najlepszą zabawę! No cóż nie można mu się dać, to nie on tu rządzi!
Planów na niedzielę brak, zapisuje więc do Andrzeja czy gdzieś nie jedzie. Mówi, że w sumie nie to proponuje ustawkę o 11 w Mysłowicach. Przystaje na to więc pozostaje mi odpalić wrotki by zdążyć na zbiórkę. O dziwo tym razem to nie Ja się spóźniłem. Przywitanie i w drogę, kierunek Pszczyna.
Trasa jak trasa, same asfalty z racji Bielucha. Na rynku fota, potem jeszcze Zbiornik Łąka i przez Radostowice, Kobiór, Tychy i Mysłowice wracamy w kierunku punktu rozdzielenia, który ma miejsce na Wesołej. Ja swoją drogą przez Gisz i Nikisz do bazy, a kolega na Sosnowiec. Dobra chciałem coś napisać, ale się powstrzymam. Zagłębie by się jeszcze mogło obrazić, a ze wszystkim trzeba dobrze żyć!
W domu mnie roznosiło po wszystkich możliwych kątach więc wyciągam Białego i biorę go, a raczej on mnie na mały spacer. Nawet ta mgła czy mżawka za oknem nie były w stanie mnie/nas zniechęcić do wyjścia i przekręcenia kilku kilometrów. I tak ot bez celu odwiedzonych zostało kilka znanych miejsc jak: Bażantarnia, Rogoźnik, Ossy, Żyglin, Park Świerklaniec czy Zbiornik Kozłowa Góra.
Nie będę ukrywał, że chęci do jazdy nie miałem dlatego też idąc na łatwiznę wybrałem Białego. Miało być lajtowo i było! No i śmiało mogę zaznaczyć, że dzisiaj robiłem tylko i wyłącznie za dodatek. No dobra Bieluch fot pstrykać nie potrafi więc może taki bezużyteczny nie byłem hmm ...
Plan na dziś to odwiedzić koleżankę w Tarnowskich Górach. Powiem tak dobrze trafiłem bo za pomoc w pracach ogrodowych zostałem sowicie nagrodzony. Otóż dostałem pyszny obiadek w postaci zupy gyros. Mniam, dzięki Iza wiesz jak dogodzić!
Authorak i Pałac Donnersmarcków w Nakle Śląskim
Gdzieś na szlaku Leśnej Rajzy
Zachód prawie jak z Windowsa. Sorki za jakość, ale tak to jest jak na szybkości foto wykonuje się żelazkiem
Wszystko zaczęło się dylematem, który garnitur wybrać biały czy czarny. Potem jak już zdecydowałem, że Bieluch będzie mnie prowadził to pojawiły się wątpliwości jaki kierunek obrać. Jak to u mnie bywa, w głowie milion pomysłów więc wybór zawsze trudny. Jakoś w końcu się zdecydowałem i postanowiłem pojechać na Istebną i Trójstyk w Jaworzynce.
Początkowo włączam autopilota wewnętrznego i kieruje się na Lędziny, potem na Wilamowice, Tresną i Milówkę. W Milówce wybieram drogę, która ma mnie doprowadzić do Przełęczy Koniakowskiej. Kamesznica rulez, podjazd zajedwabisty ino zdecydowanie wolałbym go robić Authorakiem! Następnie poprzez mega długi zjazd melduje się w Jaworzynce, szybki najazd sklepu na małe co nieco i ruszam na Trójstyk gdzie w planie miałem dłuższy postój.
Zaliczywszy postój na Trójstyku ruszam dalej, jadę jeszcze na Trzyniec w celu oblukania huty żelaza i stali. Niestety zapomniałem pstryknąć żelazkiem fotki chodź jednej. Potem już bez żadnych większych odbić kieruje się na Ustroń gdzie moja wycieczka ma się zakończyć.
Po dzisiejszej rajzie dopisuje drogę DK 943 jak również Kamesznicę do moich ulubionych ścieżek!
W drodze na Przełęcz Koniakowską. Nie powiem wolałbym to podjeżdżać Authorakiem wtedy bym się aż tak nie zmachał. Duży blat to zło na większe podjazdy!
Widok na Kamesznicę
Widok z Istebnej na Beskid Śląsko Morawski
Bieluch i Trójstyk Granic
Byłem tu i tu rowerem
Dzień zaliczam do tych mega udanych no i na koniec zachodzik się napatoczył!