Dzisiejszą zabawę funduje Często-chowa, bo start i meta właśnie z tego miejsca. Nie powiem inny klimat to i nie trzeba przez te wszystkie zapyziałe miasta się przebijać, od razu wbijam się na odludzia. Takie to odludzia gdzie w normalne dni ciężko o sklep, a co dopiero w niehandlową niedzielę. No nic trzeba dobrze rozporządzać jedynym izotonikiem 0,7l do czasu aż się sklep napatoczy. Hmm zanim owy sklep się znalazł minęło 83 km! Uzupełniam zapasy i gnam dalej, w sumie to miałem bliższej niż dalej.
Ogólnie fajnie się jechało, miejscowości fajnie leciały ino te pierwsze 70 km pod wiatr. Gdyby nie wmordewind i bokowind to zapewne bym skrzydła rozwinął bo trasa ma potencjał i nawet na mtbku spokojnie da się zrobić ten dystans z przelotową 28. Ale cóż z naturą się nie wygra, jest jak jest. A i bym zapomniał pierwszy raz tej jesieni wypizgało mi stópki.
Radomsko
Po lewej Elektrownia Bełchatów, a po prawej Góra Kamieńsk
Pogoda zrobiła psikusa i sprowadziła deszcze niespokojne. Ja się tylko pytam czemu nie może padać w tygodniu kiedy się pracuje, a w weekend kiedy chce się zrobić jakąś zajefajną traskę to musi być gnój. No cóż jest jak jest, i dlatego też ponownie wyszła nijaka pięćdziesiątka.
Jak widać nie wszędzie kładą tą nieszczęsną i w dodatku krzywą kostkę brukową!
Po pracy musiałem odreagować, i zamiast ulokowanej w głowie setki wyszła przypadkowa pięćdziesiątka. Dlaczego tak? Ano dlatego, że wiatr mnie zgasił na samym początku. Odpuściłem zamierzoną trasę i pojechałem na Mysłowicką i Jaworznicką nijakość. Zawsze coś, może i trasa do bani, ale lekki rozruch wykonany.
Plan dziś był mega prosty: ma być ogień, miazga widokowa i up z dwójką z przodu! Wystarczyło tylko wydobyć trasę z mojej pamięci i jechać. Trasę, którą wylosowałem to przejazd z Żywca do Krakowa przez 3 przełęcze (Klekociny, Krowiarki, Zubrzycka) i Kudłacze.
Trasa przejedwabista, istny sztos. Tylko coś mi nogi nie podawały, szczególnie to odczułem na podjeździe na przełęcz Klekociny. Ostatnio podjeżdżałem tam na 2x3, dziś 1x3; istna lipa! Nie wiem czemu, końcówka ma tam tylko 17% hmm. Nawet Karkonoska nie dała mi tak popalić jak dziś te nieszczęsne Klekociny. Na szczęście potem już było lepiej. Krowiarki poszły od strzała, potem jeszcze mini podjazd na przełęcz Zubrzycką i można było ciąć ile fabryka dała do Jordanowa i Pcima.
Potem Kudłacze gdzie zaś 14% się pojawia, kilka fot robionych żelazkiem i tnę przez Porębę, Gorzków i Wieliczkę do Krakowa gdzie zgodnie z planem kończę tripa. Ogólnie wszytko super ino to słabsze tempo na podjazdach, coś z tym muszę zrobić i to szybko! Bo jak chce jeździć na 1 blacie 34T i niezbyt dużej kasecie 11-36 to trzeba pilnie się wziąć za siebie.
Prawie wschód słońca
Zawoja od strony Przełęczy Klekociny
Zjazd z Przełęczy Krowiarki to istna miazga widokowa
Lubię takie znaczki i to bardzo!
Na zjeździe z Przełęczy Zubrzyckiej
Authorak na tle Tatr, Szczebla i Lubonia Wielkiego
Dziś w sumie miało być nie jeżdżone, ale jak to bywa w życiu wyszło zupełnie inaczej. Dzięki temu zbiegowi okoliczności odbębniłem nijakie kilometry: Giszowiec, Wesoła i Kostuchna.
Wczoraj tempo rodzinne, dziś dla odmiany moje turystyczne. Tak by się nie zmęczyć, a cuś przejechać, i tak posiało mnie w stronę Pasiek i Zatopionej Kopalni Rudy Żelaza Bibiela. Nie powiem lubię to miejsce, wg mnie jedno z lepszych na Śląsku. Blisko i w dodatku mało kto tam jeździ. Foto robione żelazkiem i dalej mknę w stronę Kalet, Kalety przelatuje bez postoju. Potem słynny kościółek w Bruśku, kolejne foto do klasera i dalej na Tworóg. Tu przerwa w celu uzupełnienia kalorii, przerwa i po przerwie. Później nic ciekawego poza Frankiem Myszą na końcówce.
Przede wszystkim dzięki Magda za towarzystwo, kolejny raz zrealizowaliśmy co chcieliśmy. Nieważne tempo ważne, że razem. Sporo lasów przeturlaliśmy, oby tak dalej ...
Rybnickie klimaty
... potem były sobie jeszcze Palowice i meta w Orzeszu. Dzień spożytkowany pozytywnie, nie pamiętam kiedy tyle po lasach się szlajałem.