Takie tam po Garbie Tarnogórskim. Nic specjalnego, zero ciekawostek po drodze. No i wreszcie pogoda wróciła do normalności, ino mogłoby być tak z 10 stopni więcej!
Miały być Czechy i były; miały być 2 pagórki i były; miało być lajtowo i było; miało być szybko, a nie było. Wypad super gdyby nie wszędowind, który mnie zmasakrował. Szczególnie jak podjeżdżałem to dostawałem w pysk, a jak zjeżdżałem to z ukosa mnie kosił. No żesz ku#$%#.
Mimo wszystko i tak dobry to był dzionek, nogi chciały lecz walki z naturą wygrać się nie da więc wyszło, że ślimak był szybszy niż żółw.
ps. Lubię latać bokiem, ale sam z siebie, a nie z woli przymuszonej ...
Skubany wieje, o mało co bym drzewa z bliska nie oglądał. Dobrze, że przyhamowałem! A tak poza tym to nic ciekawego. Trochę lasów i trochę więcej asfaltów.
Miała być setka, to też była. Trochę inna, bo małopolska. I tak start z Krakowa, meta w fajnej wsi Staniątki (polecam Spaghetti Bolognese).
Po drodze odhaczona Puszcza Niepołomicka, kładka w Mikluszowicach i Zamek w Wiśniczu. Nie powiem pierwsze 65 km to płaskość, ale potem było to co lubię najbardziej tzn. podjazdy. Niby najwyższy punkt miał 356 m n.p.m., najniższy 188 m n.p.m., ale można było trochę łatwego upa skolekcjonować.
Ogólnie zabawa przednia mimo dziwnego wiatru i pizgawicy na dworze. Oddawać mi tu ciepło, ale to już!
Coś mnie tak tknęło by się przejechać na Smutną Górę bo jakoś dawno nas tam nie widzieli. Jak postanowiłem tak też zrobiłem. Trasa oklepana do bólu, nie ma co pisać. Zaś płasko, za płasko. Ja chce czeskich pagórków ... gdzie poszaleć można i trochę mocniej pokadencjować!
Smutna Góra 284,5 m n.p.m. i widok na nasze kochane Beskidy