Kolejny upalny dzionek więc szkoda byłoby tego ciepełka nie wykorzystać. Po pracy szybciutko do domku, szybkie ogarnięcie własnej osoby i w drogę. W sumie to wielkiego wyboru nie miałem bo na 16 byłem umówiony w Chorzowie więc na krótko wskoczyłem do Lasów Panewnickich. Było warto bo dzięki tej decyzji kilka fotek robionych żelazkiem zrobiłem Pani Jesień.
Dziś zamiast do pracy to lajtowy wypad w Dolnośląskie. I tak jakoś posiało mnie do Oławy, skąd ociężałym tempem kieruje się najpierw w stronę Węgier, a później w stronę Przełęczy Tąpadła. Jak już tu jestem to głupio byłoby nie odhaczyć Ślęży. Od przełęczy to jakieś 3km i 354m upa więc nie pozostało mi nic innego jak tylko atakować. Podjazd szybko poszedł, u góry 5min przerwy i z powrotem na dół. Nie powiem liście są OKEJ, ale kostka brukowa ukryta pod nim już nie, taka ot mała niespodzianka przy ślizgającym się tylnym kole.
Potem w planie była Sobótka gdzie to na ulewę się załapałem, miało niby nie padać hmm. Wcześniej może i coś tam padało, ale nie było to na tyle uciążliwe by nie można było jechać. Tu ewidentnie pogoda zasugerowała, że czas na przerwę. Jak przerwa to Orlen i hot dog. Zjadłem i przestało padać więc dalej mknę, momentalnie tempo zmieniam na bardziej odpowiednie. Zamiast marnych 25 mykam sobie teraz +35 i tak aż do samej Oławy gdzie kończę tego tripa.
ps. Lubię takie soboty w środku tygodniu, jutro niestety do pracy :(
Polskie Węgry
W oddali Tyniec nad Śleżą i królowa tej okolicy Pani Ślęża
Dziś warunki super, bezwietrznie i do tego lato w piździerniku. Normalnie czysty ideał do jazdy. Szkoda tylko, że zgubiłem swój rytm jazdy i przez całą drogę męczyłem się mniej lub bardziej.
Jakoś tak przypadkiem zasiało mnie na Kraków. Nie wiem czemu akurat tam, ale warto było. Coraz częściej tam bywam i za każdym razem trasę inaczej modyfikuje. Dziś trasa wiodła przez Będzin, Gołonóg, Błędów, Klucze, Ojców, Dolinę Prądnika i Giebułtów.
Dodam tylko, że wybrałem mega szybkie asfalty; ino cisnąć jakoś specjalnie się nie chciało. Kolejna trasa, która ma potencjał by lecieć ciągle +35 na mtbku. Będzie forma to będę chciał na tej trasie zrobić średnie tempo w granicach 28-30, może się uda hmm.
Dzisiejszą zabawę funduje Często-chowa, bo start i meta właśnie z tego miejsca. Nie powiem inny klimat to i nie trzeba przez te wszystkie zapyziałe miasta się przebijać, od razu wbijam się na odludzia. Takie to odludzia gdzie w normalne dni ciężko o sklep, a co dopiero w niehandlową niedzielę. No nic trzeba dobrze rozporządzać jedynym izotonikiem 0,7l do czasu aż się sklep napatoczy. Hmm zanim owy sklep się znalazł minęło 83 km! Uzupełniam zapasy i gnam dalej, w sumie to miałem bliższej niż dalej.
Ogólnie fajnie się jechało, miejscowości fajnie leciały ino te pierwsze 70 km pod wiatr. Gdyby nie wmordewind i bokowind to zapewne bym skrzydła rozwinął bo trasa ma potencjał i nawet na mtbku spokojnie da się zrobić ten dystans z przelotową 28. Ale cóż z naturą się nie wygra, jest jak jest. A i bym zapomniał pierwszy raz tej jesieni wypizgało mi stópki.
Radomsko
Po lewej Elektrownia Bełchatów, a po prawej Góra Kamieńsk
Pogoda zrobiła psikusa i sprowadziła deszcze niespokojne. Ja się tylko pytam czemu nie może padać w tygodniu kiedy się pracuje, a w weekend kiedy chce się zrobić jakąś zajefajną traskę to musi być gnój. No cóż jest jak jest, i dlatego też ponownie wyszła nijaka pięćdziesiątka.
Jak widać nie wszędzie kładą tą nieszczęsną i w dodatku krzywą kostkę brukową!
Po pracy musiałem odreagować, i zamiast ulokowanej w głowie setki wyszła przypadkowa pięćdziesiątka. Dlaczego tak? Ano dlatego, że wiatr mnie zgasił na samym początku. Odpuściłem zamierzoną trasę i pojechałem na Mysłowicką i Jaworznicką nijakość. Zawsze coś, może i trasa do bani, ale lekki rozruch wykonany.