Kolejny dzień w siodle, tym razem mała rundka na Będzin. Początkowo chciałem jechać na wschód na czołówkę z wmordewindem, ale odpuściłem. Nie ma co kolan niszczyć siłując się ciągle z wiatrem, gdzie jak zawiało to z tempa 30+ momentalnie robiło się tempo 10+. No nic szybka zmiana kierunku na Giszowcu i gnam z bocznymi podmuchami na Będzin Grodziec. W miarę sprawny podjazd, potem zjazd i jestem w Wojkowicach. Potem skręt w lewo, Przełajka, Bażantarnia, Wełnowiec i zostają jeszcze 3km do bazy.
Mimo przeciwnika, który notorycznie oszukuje jestem w miarę zadowolony, że w ogóle się gdzieś ruszyłem. Na plus zapisuje to, że nie wiało jak w Malbork + Gdańsk, gdzie asfalty są może kiepskiej jakości, ale idzie tam zapinkalać sporawymi przelotowymi! Nic tylko się cieszyć z porywów dochodzących jedynie do 18-20 m/s i w miarę zamkniętej przestrzeni.
Kilka dni wolnego od pracy to i nie można ich zmarnować na siedzeniu w domu, jeszcze się w nim nasiedzę po wsze czasy chociażby na emeryturze! Tak więc jedyna słuszna decyzja to się ogarnąć, wsiąść na koń i ruszać.
W głowie miałem test trasy na Woźniki trochę inaczej niż zawsze się tam jeździ. Dzięki temu zabiegowi mogłem ponownie zobaczyć jedno z fajniejszych miejsc w Bibieli, a konkretniej na Pasiekach, czyli jeziorko zatopionej kopalni. Chwila przerwy i pora na całkiem nowy odcinek obok świeżo budowanej A1. Trochę terenu szybko powolnego i ląduje w Woźnikach na rynku, ofocenie zajączków i zaś w drodze.
Od Coglowej Góry do Cynkowa przeżyłem najgorszy odcinek życia tzn. odcinek dosłownie 4km gdzie to walczyłem o utrzymanie się na drodze. Albo rów mnie przyciągał albo przeciwległy pas ruchu istna masakra. Co najlepsze lekko w dół było! Pewnie niektórzy żałują, że przeżyłem ale cóż żyje i jestem mocniejszy o wiatrowe spotkanie na otwartej przestrzeni.
Potem już bez przeszkód, ale ciągle z los wiatrosem w twarz kieruje się na Pyrzowice, Sączów i Rogoźnik, gdzie spotykam małego ciekawskiego przyjaciela. Tu również moment przerwy, uzupełnienie kalorii i głaskanie pupila, który nie chciał bym odjeżdżał. Ale jak mus to mus bo obiad w Chorzowie wzywał. Obiad zjedzony, siły nowe to można obrać kierunek dom. Zostało tylko prześmigać jeszcze 11km.
Bibiela, jeziorko zatopionej kopalni
Woźniki życzą Wesołych Świąt
Rogoźnik i mój mały ciekawski przyjaciel
Wyjeżdżam z zapiździewia, a wjeżdżam na nasz czysty smogiem Śląsk
Jako, że trochę czasu znalazłem to zamiast kwitnąć w domu postanowiłem się ruszyć. I jak już wyjechałem to wiedziałem, że błąd popełniłem bo kolega los wiatros tak napierniczał z północnego wschodu, że totalnie przemodelował mi mój zamysł trasy na Jurę. No nic Jura nie wypaliła to trzeba było coś na szybko wymyślić zastępczego. Zastępczo wyszedł Rogoźnik i Panewniki. Taka trasa bez polotu i z tzw. suchymi kilometrami, które uważam za zbędne. Dlaczego? Bo jak coś nie wnosi elementu poznawczego to z natury jest bez sensu!