Przypadkowa Pszczyna
Niedziela, 10 lutego 2019
· Komentarze(3)
Zacznę od tego, że dla odmiany wiało jeszcze bardziej niż wczoraj, niech ktoś wyłączy ten wkurwowind. Wczoraj jeszcze jako tako dało się jechać, a dziś nie potrafiłem ustalić skąd ten niechciany intruz wieje. Z każdej możliwej strony podwiewało, raz słabiej raz mocniej, a dziwnym trafem zawsze na podjazdach najmocniej. No nic warunki jakie są takie są, nie ma co narzekać tylko jechać przed siebie.
Rano wstając sam do końca nie wiedziałem gdzie chce jechać. Wiedziałem tylko, że należy się trzymać z dala od otwartych i nieosłoniętych przestrzeni. Dlatego plan był prosty dojechać sobie do Lędzin przez Wesołą i tam stwierdzić co dalej.
W Lędzinach stwierdzam, że dawno mnie w Pszczynie nie było więc też taki kierunek obieram. Pomysł był dobry ino wykonanie słabe, nie ma jak nadziać się po drodze na mega mocny wmordewind. Zamiast lecieć grubo ponad 30 leciałem ledwo 25 i to dość kombinowanym stylem jazdy. Na dodatek w Jankowicach coś biegi nie chcą mi wchodzić z tyłu, szybka diagnoza i okazuje się, że linka kaput. W tym momencie moja wizja by na budziku ukazała się wartość 150 legła w gruzach.
Powrót możliwie jak najkrótszą drogą i wszystko szło dobrze aż do Radostowic gdzie ścieżka z pięknego asfaltu przerodziła się w istne lodowisko. Oczywiście prędkość zmalała do zawrotnych 15km/h, tak by mieć kontrolę i w razie upadku nie odczuć tego. Na szczęście udało się ten 5 kilometrowy odcinek przejechać bez przygód chodź były momenty zwątpienia. Potem już bez niespodzianek, wystarczy prześmignąć tylko albo aż przez Tychy i południowe dzielnice Katowic i jestem w domku.
Dzięki tej urwanej lince w końcu się przemogłem i rozebrałem Authoraka do bielizny, znaczy się dostanie kilka nowych rzeczy poczynając od części napędowych aż do linek i pancerzy. Zastanawiam się tylko jaki kolor pancerzy: czerwone, czarne czy ala karbonowe ...

Trochę nie wyraźny ten Beskid Śląski

Lodowisko i tak przez 5km. Dukt między Radostowicami, a Kobiórem.