Zamek Bąkowiec, Morsko
Miało być więcej, a było mniej. Miało nie być kapcia, a był. Miało nie padać, a była ulewa. Miał być powrót na kole do domu, a był pociągiem. Te wszystkie składniki i inne połączone ze sobą dały obraz wypadu ciekawego, obfitującego w przeróżne dziwne sytuacje pod drodze.
A wszystko zaczęło się od kapcia w Zawierciu i 2-krotnego zgubienia Andrzeja na podjeździe, później sklep, telefon i coś tam jeszcze, a na dobicie najpierw mżawka, potem ulewa i wracanie pontonem czytać rowerem wodnym do Zawiercia na pociąg. Żaden z nas nie miał ochoty dalej pływać rowerem po ulicach. Dodatkowym czynnikiem demotywującym był fakt całkowitego przemoczenia. Może gdyby nie ten mały lecz bardzo istotny szczegół wracalibyśmy na kołach, kto tam to wie.
Szkoda tylko bo tempo do Zawiercia było lepsze niż dobre, później zaczęło się chrzanić wraz z nadchodzącymi niespodziankami. Trasa miała potencjał do pociśnięcia konkretnego na mtbku; pytanie tylko kiedy ją powtórzymy by zmyć te wszystkie niesmaki podróżne, które nas spotkały po drodze.


Tym razem to nie moja kolej na kapcia

Zamek Bąkowiec, Morsko

W oddali widać Górę Zborów

Fajna ta ławko-narta

Ponownie nie moje, ot takie wylajtowane kółeczko od przerzutki